Co się stało z moim przyjacielem Leonadro !

wtorek, 6 lutego 2024



Co się stało z moim przyjacielem Leonadro !


Był pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia roku pamiętnego - czyli dawno temu

Chcę Ci opowiedzieć o tym, że dorośli ludzie często nie zdają sobie sprawy z dramatów dzieci. Mało tego, wielu dorosłych nic nie rozumie z dziecięcych tragedii, które często zostawiają piętno na całe życie.

Wiele czasu zajęło mi uwolnienie tej traumy z dzieciństwa.
Jeśli takie masz, proponuję to samo.
Po to właśnie powstała ta przestrzeń.

Miałam wtedy 7 lat i jak każde dziecko cieszyłam się z prezentów, które dostałam poprzedniego wieczoru wigilijnego.


Miałam wtedy 7 lat i jak każde dziecko cieszyłam się z prezentów, które dostałam poprzedniego wieczoru wigilijnego.

Dzisiaj na świąteczny obiad mieli przybyć goście. Rano w domu byli jedynie stali domownicy + ciocia, która przyleciała samolotem na święta.

Nie chciałam wychodzić z domu, był mróz i napadało dużo śniegu.


Babcia i ciocia oraz mama, która przyjechała na święta, od rana przygotowywały wystawny obiad i byłam nieproszonym gościem w kuchni, dlatego siedziałam w swoim pokoju, rysowałam i oglądałam moje prezenty.

Nadszedł czas obiadu i goście zaczęli przybywać, robiło się coraz bardziej gwarnie i o 5 po południu wszyscy zasiedli przy stole.

Nic nie zapowiadało katastrofy, gdyby nie padły słowa mojej cioci :

Czy ten pasztet jest z waszych królików ?

W tym momencie świat mi się zawalił !!!

Zerwałam się z krzesła i przedarłam się przez śnieg do ogrodu, gdzie znajdowała się pasieka, w której mieszkały moje kochane króliki, pszczoły i jabłka.
Szybko otworzyłam klatkę z królikami.

Nie było mojego przyjaciela Leonardo i świat mi się zawalił !


Odwróciłam się, wszyscy byli już w pasiece, nagle zobaczyłam w kącie miejsce zbrodni. Spojrzałam na moją mamę, to ona wychodziła dziś do pasieki kilka razy.

Ujrzałam ją w wyobraźni jako monster, zakrwawioną, z nożem w jednej ręce, siekierą w drugiej.

Jak mogliście zamordować mojego przyjaciela !!! wykrzyczałam ile sił w piersiach.

Pobiegłam do domu.

Po godzinie przyjechało pogotowie i zabrało mnie do szpitala z gorączką 40°
Po tej tragedii, przez pół roku, pierwszą rzeczą, którą robiłam rano, było sprawdzanie, czy są wszystkie zwierzęta.
Dziadek i tata podjęli decyzję, że nie będzie już zabijania w naszym domu.
I tak to, wszystkie zwierzęta umarły ze starości, żyjąc przedtem szczęśliwie i spokojnie.

Do zobaczenia za chwilkę ~ Gratiana

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Copyright © ciao bella
. design + scritto da Gratiana.